środa, 23 października 2013

Co z tą fotografią dokumentalną? Dokument fotograficzny na świecie. Część 6. Problem fotoreportażu – powstanie agencji Magnum.



„Czciciele obrazów w Bizancjum byli sprytnymi ludźmi. Twierdzili oni, że przedstawiają Boga ku jego większej chwale, lecz właśnie dlatego, że symulowali Boga w swoich obrazach, doprowadzili do rozmycia kwestii Jego istnienia. Chodzi o to , że Bóg znikł z miejsca, które zajmował poza obrazem. Bóg nie umarł, lecz znikł. Problem istnienia Boga po prostu przestał istnieć. Został rozwiązany za pomocą symulacji. My czynimy to samo z problemem prawdy o naszym świecie, z problemem rzeczywistości: rozwiązaliśmy ten problem poprzez symulację techniczną i przez zalew obrazów, na których nic nie widać” Jean Baudrillard doszedł do takich właśnie wniosków twierdząc, że gdyby udało się zastosować taką metodę w której świat realny znika poprzez zastąpienie symulacjami wizualnymi, mielibyśmy do czynienia z czymś na kształt przestępstwa doskonałego. 



Fot. David Seymour/Magnum Photos, Budapeszt 1948 rok

Możemy zaobserwować pewne radykalne różnice pomiędzy malarstwem i fotografią. Na obrazach wydarzenia są zagęszczone, nastroje działania u ludzie skumulowani. Artysta malarz nie musi liczyć się z ograniczeniami realności. Czas może być przez autora dowolnie skracany lub wydłużany. Fotografia egzystuje również w pewnym sensie poza czasem, jednak w przeciwnym sensie. Powstaje ona w określonym i ulotnym ułamku sekundy, który może zostać nawet bezwolnie pominięty przez nasze zdolności postrzegania. Malarstwo kumuluje, natomiast fotografia zaznacza swoje znaczenie selekcją. Czas jest jednak bardzo ważny dla fotografii. Powstanie dobrego obrazu fotograficznego pokazującego jakieś zdarzenie niewątpliwie wymaga sporej liczby czasu. Fotografujący, żeby opowiedzieć historię musi pokazać odbiorcy co było przed, w trakcie i po danym wydarzeniu, musi stworzyć przyczynowo – skutkowy związek. Fotografia ma również to do siebie, że przynosi bardzo wiele pytań i daje znikomą ilość odpowiedzi. Często najbardziej autentyczne obrazy pozostają zupełnie niezrozumiałe dla odbiorców, gdyż nie wyjaśnione pozostają koleje losu, przyczyny i skutki – niewyjaśniona pozostaje rzeczywistość.



Fot. George Rodger/Magnum Photos, Sudan, 1941 rok

Obraz fotograficzny można postawić na granicy informacji i wiedzy. Daje on informację odbiorcy o wyglądzie określonej sytuacji w określonej, uznanej przez fotografa za ważnej chwili. Fotografia ma jednak problem ze stawianiem sądów. „O ile jednak przyrodzona niezdolność fotografii do wyjaśniania przemieni się w rękach fotografika w świadome odrzucenie możliwości wyjaśniani, wówczas fotografia dokumentalna może stać się bodźcem pobudzającym do myślenia, stymulującym potrzebę zdobycia wiedzy”


„Profesjonalista patrzy na rzeczywistość tak, jak prostytutka na klienta : zastanawia się, jak ją wyzyskać. Profesjonalista jest zawsze na usługi. Ale nie dla każdego. Sam będąc charakterystycznym produktem współczesnego społeczeństwa, oddaje swoje umiejętności do dyspozycji tej części społeczeństwa, która ustala normy. Tam bowiem znajduje pieniądze i uznanie”. Słowa Dietera Hackera idealnie pasują do zobrazowania powodów dzięki którym powstała agencja Magnum. Powody te, to odrzucenie powyższego stwierdzenia i zapewnienia sobie niezależności. Rynek zapełnił się agencjami, które przyjęły rolę pośrednika pomiędzy fotografami a mediami drukowanymi. Można stwierdzić, że zdegradował fotografów sprowadzając ich do roli dostawców obrazków, kasując przy tym sporą część honorarium. Fotografowie cierpieli również z powodu straty kontroli nad materiałem, który poddawany był zniekształcaniu czy niereinterpretowaniu przez redaktorów. W roku 1947 Agencja Fotografików Magnum stała się faktem. Założycielami byli fotografowie : Robert Capa, David Seymour, Henri Cartier- Bresson, George Rodger, William Vandivert i Maria Eisner. Ich mottem było stwierdzenie, że „świat musi być fotografowany, jeśli ma być rozumiany, że fotografia istnieje po to, by nas zmusić do przyjrzenia się rzeczą jeszcze raz”. Członkowie Magnum wychodzi z założenia, że zdjęcia miejsc, zdarzeń, sytuacji i ludzi w skali całego świata przyczynią się do zajścia zmian, edukacji i poprawy życia na ziemi. Niektórzy z nich: Robert Capa, Wener Bischof i David Seymour oddali swoje życie podczas fotografowania zła, nędzy i konfliktów, właśnie w imię wyznaczonej ideologii. Słynne powiedzenie Capy : „jeśli twoje zdjęcia nie są dostatecznie dobre, to znaczy, że nie byłeś dostatecznie blisko” może obrazować, że fotograf postrzegał swój zawód jako misję i próbę odwagi w służbie ludzkości. Zasada ta, została przyjęta po nim przez kolejne pokolenia fotoreporterów.  



Fot.  Robert Capa/Magnum Photos, Running for shelter during an air raid Bilbau, 1937 rok 

Czołowi fotoreporterzy zaczęli odcinać się od sztuki, twierdząc, że poprzez jej interpretację i zamierzony subiektywizm może zagrozić czystości dokumentu fotograficznego. Faktem jednak jest, że fotografia dokumentalna czy reporterska zaczęła trafiać do muzeów i centrów sztuki stając się inspiracją nawet dla fotografów, którzy uważali się za artystów. 
Dobrym przykładem jest fotograf Robert Lebeck, którego dumom było przemieszczanie się po zakamarkach najróżniejszych miejsc ze swoim sprzętem fotograficznym, który mieścił się jedynie ma maleńkiej torbie na ramię. Lebeck myślał o sobie jak o zwykłym reporterze. Jego prace pozostawiły jednak duże pole do inspiracji dla kolejnych pokoleń fotografów. 



Fot. Robert Lebeck, Leopoldville, 1960 rok


Obecni członkowie Magnum: 


Na rozwój światowej fotografii wpływała również twórczość innych znakomitych fotografów starszego i młodszego pokolenia. Należałoby wymienić tak znamienite nazwiska jak Diane Arbus (niepokojące portrety marginesu społeczeństwa), Elliott Erwitt (niezwykle humorystyczne, migawkowe zdjęcia uliczne), James Nachtwey (niezwykłe fotografie prezentujące konflikty zbrojne), Trent Parke (przejmujące, subiektywne czarno białe fotografie), Joel Meyerowitz (kolorowe, pełne wieloznaczności fotografie uliczne), Richard Kalvar (niebanalne i dowcipne sceny uliczne), czy niedawno odkryta niania z Nowego Yorku, której największą pasją była fotografia dokumentalna w nurcie fotografii ulicznej Vivian Maier.  Z pewnością dalsza lista nazwisk mogłaby być dwa razy dłuższa, wszak fotografia dokumentalna czy reportaż przyciągała wielu twórców, którzy wnosili swój osobisty, subiektywny wkład w rozwój dziedziny. Pokolenia kolejnych fotografów dają obraz naszych czasów, który za kilka/kilkanaście lat będzie służył obrazowaniu naszym potomkom  historii współczesnej cywilizacji.



Fot. Trent Parke/Magnum Photos, Sydney, 1998 rok

Linki do poprzednich części cyklu "Co z tą fotografią dokumentalną? Dokument fotograficzny na świecie":

  • część 1: LINK
  • część 2: LINK
  • część 3: LINK
  • część 4: LINK
  • część 5: LINK
  • artykuł o Henri Cartier-Bresson: LINK

Bonus video: 












Przypisy: 


  • Jean Baudrillard, Das perfekte Verbrechen, wyd. Matthes & Seitz, Monachium 1996, s.17.
  • Boris von Brauchitsch, Mała historia fotografii, Wydawnictwo Cyklady, Warszawa 2004, s.172.
  • Dieter Hacker, Profis und Amateure, cyt. za : Theorie der Fotografie, t.3, red. Wolfgang Kemp, Mochanium 1983, s. 191
  • Michael Ignatieff, w : Magnum, wyd. Thames & Hudson, Londyn 2000, s.52.
  • http://pl.wikipedia.org/wiki/Magnum_(agencja_fotograficzna)

Prezentowane fotografie są własnością agencji Magnum Photos ( http://www.magnumphotos.com/)




wtorek, 22 października 2013

Zdjęcie/fotoreportaż tygodnia. Michał Adamski. "Nie mogę przebrnąć przez chaos”, 2012 rok

W tym tygodniu trochę zmieniona koncepcja zdjęcia tygodnia. 
Na blogu zagości cały materiał dokumentalny/fotoreportaż. 

"Nie mogę przebrnąć przez chaos” Michała Adamskiego to bardzo ważny, wzruszający i poruszający trudny temat, zestaw zdjęć.  

Opis fotoreportażu: 

„Jeden rok, jedno miejsce, dwie śmierci.
Moja mama, Izabella, od dłuższego czasu zmagała się z bólem kręgosłupa i kolan. Jej świat skurczył się do kilkunastu metrów kwadratowych domu. Ostatnie 3 miesiące swojego życia, spędziła w hospicjum, gdzie powoli odchodziła. Umarła 3 lipca. 
Z tata ostatni raz „normalnie” rozmawiałem 3 września, na godzinę przed jego operacją. Dzień później dowiedziałem się , że jest w śpiączce. Po wybudzeniu okazało się , że stracił częściowo pamięć. Nie pamiętał o śmierci mamy, pamięcią błądził kilka lat wstecz. Od tego czasu zaczęła się moja walka z jego rzeczywistością. To było coś, co mnie zaskoczyło. Z dnia na dzień stał się kimś obcym, który chociaż mnie poznawał, był w swoim, dla mnie niezrozumiałym świecie. Pogrążony w totalnym chaosie, nie zdawał sobie sprawy gdzie jest i co go czeka. 
Po ciężkich chwilach  dla nas obu, trafił do hospicjum. Tam, gdzie umarła mama. Po raz kolejny musiałem stawić czoła przykrym wspomnieniom z tego miejsca. Tata umarł w Boże Narodzenie. 
Podczas robienia zdjęć uświadomiłem sobie, że są starszymi osobami. Do tego czasu nie widziałem, albo nie chciałem tego widzieć.
Przez rok przyglądałem się umieraniu rodziców i widziałem ich samotność, ból i chaos z jakim nie mogli sobie poradzić. Byłem z nimi do końca, mimo że z mamą nie potrafiłem rozmawiać, a do taty nie udało mi się dotrzeć.„




















Fotograf opowiada historię o przemijaniu i kruchości ludzkiego życia poprzez swoje mocne doświadczenia spowodowane śmiercią własnych rodziców. Zdjęcia są przejmujące i bardzo ważne. Uzmysławiają nam ulotność chwil i poruszają istotny temat walki z poważną chorobą, która niestety niejednokrotnie prowadzi do śmierci. Wydaje się, że autor poprzez czarno biały, surowy formalnie zestaw zdjęć stara się opowiedzieć ważną, nie tylko dla siebie, historię. Fotograf przede wszystkim stara się rzucić cień pytania o sens doczesnego szybkiego i czasami byle jakiego życia. 

Kilka słów o fotografie: 

Michał Adamski to autor, którego podejście do sztuki fotografii i  wrażliwość na otaczający świat zapiszą jego działalność na kartach historii rzeczonej dziedziny sztuki. Adamski jest przykładem fotografa młodego pokolenia, który woli raczej fotografować niż skupiać się na promowaniu swojej twórczości i wszelkim marketingu około fotograficznym. Fotograf urodził się w 1976 roku w Poznaniu i obecnie mieszka w pod poznańskim Luboniu. Jak sam pisze jest fotografem samoukiem, któremu zajęło trochę czasu zanim doświadczył fotografii jako swojej prawdziwej pasji. Zaczynał od fotografii ulicznej przemierzając ulice w poszukiwaniu energii miasta i jego mieszkańców. Adamski swoje oko zawiesza na człowieku, obserwuje go i opowiada historie. To skierowało jego działalność fotograficzną z fotografii ulicznej na reportaż i fotografię dokumentalną. Poprzez subiektywne widzenie świata fotograf stara się opowiedzieć o tym czego doświadcza w otaczającej go przestrzeni. Stara się również eksplorować zachowania ludzkie i pokazywać je na zdjęciach. Fotograficzne cykle i opowieści fotografa idealnie wpisują się w konwencję fotografii dokumentalnej i reportażu jako lustra ludzkiego życia. 
Michał Adamski jest laureatem konkursów fotografii prasowej między innymi : Grand Press Photo 2013, Wielkopolska Press Photo 2012, 2011. Jest również członkiem grupy UN-POSED, która skupia najlepszych fotografów ulicznych z Polski. 

Strona fotografa: http://michaladamski.com.pl/


Ogłoszenie parafialne: 

Jeżeli masz ciekawy reportaż/dokument i chcesz się podzielić nim w ramach cyklu: zdjęcie tygodnia to zapraszam do działu kontakt: LINK



czwartek, 17 października 2013

Co z tą fotografią dokumentalną? Dokument fotograficzny na świecie. Część 5. Ulotne chwile.


Ulotne chwile...


 Fot. André Kertész, Cyrk, Budapeszt, 19 maja 1920

W opozycji do fotografii bulwarowej możemy postawić ruch „decydującego momentu” lub fotografii migawkowej, która miała zgoła inne założenia. Skupiała się na spokojnym sposobie pracy, obrazowała też inne obszary ludzkiej egzystencji. 
Pierwsza połowa XX wieku przyniosła dla Paryża tytuł głównej metropolii sztuki. Milionowa stolica Francji, w której życie było mocno przyśpieszone, była również idealnym polem dla rozwoju fotografii migawkowej. Wielu fotografów zajęło się wtedy uprawianiem fotografii ulotnych chwil, która skupiała się głównie na człowieku. Fotografia ta wysunęła też na pierwszy plan piękno intymności ludzkiej i sfery prywatnej. 

Idealnym przykładem opisującym podstawowe zasady fotografii decydującego momentu jest tekst napisany przez Henri Cartier-Bressona we wstępie albumu Henri Cartier-Bresson wydanego w 1987r.   

„Fotografia nie zmieniła się od początku swego istnienia, wyjąwszy stronę techniczną, która nie ma dla mnie istotnego znaczenia. Fotografowanie jest tylko pozornie zajęciem łatwym. W rzeczywistości to proces wieloaspektowy i złożony. Różnorodne zastosowania fotografii mają tylko jedno wspólne: samo narzędzie. Wszystko to natomiast, co aparat fotograficzny wytwarza, podlega nieuniknionym prawom tego świata marnotrawstwa, jego rosnącym napięciom i konsekwencjom ekologicznym. Nie interesuje mnie fotografia „robiona”, pozowana. Moje oceny mają charakter wyłącznie psychologiczny lub socjologiczny. Dzielę fotografików na takich, którzy aranżują zdjęcia, i takich, którzy udają się na poszukiwanie obrazu, który następnie zdejmują. Dla mnie kamera to szkicownik, instrument intuicji i spontaniczność, mistrzyni chwili, która środkami wizualnymi zadaje pytania i zarazem na nie odpowiada. Chcąc „przekazać” świat, trzeba się wczuć w wycinek, który pokazuje okienko dalmierza. Postawa taka wymaga koncentracji, dyscypliny przeżywania, wrażliwości i wyczucia geometrii. Prostotę wyrazu osiąga się wyłącznie przez maksymalną oszczędność środków. Fotografować to znaczy wstrzymywać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości. W takiej chwili uchwycenie zdjęcia daje satysfakcję fizyczną i psychiczną. Fotografować to znaczy z najwyższą czujnością rejestrować wydarzenia, porządkując zarazem formy, w jakich one się wyrażają, by wydobyć ich charakter. Dla mnie fotografowanie – podobnie jak stosowanie wszelkich innych środków wyrazu – nie jest wymyślaniem, lecz odkrywaniem. Fotografia to możliwości krzyku, wyzwolenia, a nie próba udowodnienia własnej oryginalności. To sposób życia.”


Fot. Henri Cartier-Bresson, Alicante, 1933 rok

Znakomitym fotografem działającym w nurcie ulotnej chwili był Węgier André Kertész. Od 1912 roku nie rozstawał się z aparatem, fotografując we wszystkich warunkach oświetleniowych i atmosferycznych. Kertész na swoich fotografiach poprzez wytrwałość i ciężką prace próbował uchwycić ulotności i kruchość życia. Na początku pracował w Bukareszcie, potem od 1925 roku w Paryżu. Pomijał elegancie i reprezentacyjne strony miasta, fotografując boczne uliczki i często mroczne zaułki. Fotograf fascynował się codziennością, którą świetnie dostrzegał i wydobywał. 


Fot. André Kertész, Fortune teller, 1930 rok


Kertész wyjechał do Nowego Yorku, gdzie chciał kontynuować swoją pracę. Pozostał jednak outsiderem w sztuce i w biznesie. Określał się nadal mianem fotografa amatora. Jego zdjęcia nie pasowały do profilu kolorowych magazynów, jak również czynnikom państwowym. Rok 1941 (przystąpienie Stanów Zjednoczonych do wojny) przyniósł fotografowi ze względu na jego pochodzenie tytuł „enemy alien” co wiązało się z całkowitym zakazem publikacji. Kertész nie mógł również powrócić do Europy. Artysta czekał aż do swoich siedemdziesiątych urodzin na uznanie – jego prace trafiły do muzeum.

„Podczas gdy to piszę zapada zmrok, ludzie wyruszają na kolację. Skończył się jeden z tych szarych dni, jakich w Paryżu nie brakuje. Kiedy minąwszy rząd budynków skręcam za rogiem, znów mnie niespodziewanie myśl o ogromnej różnicy między tymi dwoma miastami – Nowym Yorkiem i Paryżem. Ta sama godzina, ten sam ponury dzień, a jednak słowo szary, które wywołało to skojarzenie, ma niewiele wspólnego z owym gris, które w uszach Francuza budzi cały świat myśli i uczuć”

Taki oto słowami, pisarz Henry Miller rozpoczął swoją powieść „Ciche dni w Clichy”. Właśnie w takich „szarych okolicznościach” pisarz poznał w 1932 roku fotografa Brassaia. Połączyła ich gorąca przyjaźń, a z perspektywy czasu widać również podobieństwa w ich twórczości mimo użycia innych środków artystycznych. Artyści zaznali nędzy, doświadczyli co to los głodnego tułacza, którego gnębi cenzura. 


Fot. BRASSAI, ParisDeNuit, 1924 rok



W opozycji do Cartier-Bresson fotograf Robert Doisneau lubił pomagać przypadkowi. W głośnym procesie o honorarium, który wytoczyli mu przypadkowi przechodnie, którzy podobno rozpoznali się na fotografii zatytułowanej „Pocałunek przed ratuszem” prawda wyszła na jaw. 


Fot. Robert Doisneau, Pocałunek przed ratuszem, 1950 rok

Fotografowi udało się udowodnić, że para wysuwa oskarżenia bezpodstawnie, gdyż wynajął on profesjonalnych aktorów, którym zapłacił za pozowanie do tej fotografii. 
Mimo faktu organizowania castingów do zdjęć, Doisneau zaskakiwał swoich protagonistów w najmniej spodziewanych sytuacjach. Rodziły się wyjątkowe, spontaniczne fotografie migawkowe. Oglądając zdjęcia autora mamy wrażenie zatrzymania chwili, tak jakbyśmy przypominali sobie swoją własną historię zapisaną na zdjęciu przed laty. Fotograf dał wyraz swojemu niezwykle wrażliwemu, humanistycznemu podejściu do życia, które przyprawił domieszką ciekawego poczucia humoru. Fotografie wyrażają afirmację życia autora oraz pokazują postawę radzenia sobie przy odnalezieniu się w ogromnym teatrze rzeczywistości. 
„Kłopoty z pamięcią to dla ludzi starych fantastyczna przykrywa, pod którą wprowadzając otoczenie w błąd. Nieporządek w szufladach wspomnień nie jest bowiem wcale niechciany. Niby przypadkiem gubią się akurat te wspomnienia, które nie wyróżniają się niczym szczególnym, by zrobić miejsce dla epizodów schlebiających naszej próżności.” Tak Doisneau porównywał kruczki podeszłego wieku do selekcji fotografii. Wychodził z założenia, że jedno zdjęcie może obejmować okres setnej części sekundy, a jego zdjęcie jest przedziałem czasu o długości jednej, dwóch lub trzech sekund. Czas ten został wręcz wyrwany rzeczywistości i stopił się z jego wspomnieniami, które były mu szczególnie drogie i bliskie. 

Fotografia decydującego momentu stała się możliwa dzięki technologicznemu postępowi. Aparaty zyskały możliwość naświetlania krótkich czasów otwarcia migawki. Dzięki temu rówieśniczka „ujęć migawkowych” w malarstwie impresjonistycznym w latach dwudziestych ubiegłego wieku znalazła szerokie zastosowania w praktyce fotograficznej. Nastąpiło przewartościowanie estetyczne fotografii, gdyż mniejsze znaczenie zaczęło mieć utrwalanie tego co trwałe, a atrakcyjne stało się utrwalanie tego co spontaniczne i ulotne. W przewartościowaniu tym upatruje się również pierwowzorów współczesnej fotografii ulicznej, reportażu i fotografii dokumentalnej. 


Fot. Robert Doisneau, La Dame Indignée, 1948 rok 

Linki do poprzednich części cyklu "Co z tą fotografią dokumentalną? Dokument fotograficzny na świecie":

  • część 1: LINK
  • część 2: LINK
  • część 3: LINK
  • część 4: LINK
  • artykuł o Henri Cartier-Bresson: LINK

Przypisy: 
  • Henri Cartier – Bresson, Wstęp, w : Henri Cartier-Bresson,, wyd. Rogner i Bernhard, Monachium 1978, s. 7
  • Henry Miller, Stille Tage in Clichy, Reinbek k. Hamburga 1968, s. 13
  • Robert Doisneau, Drei Sekunden Ewigkeit, wyd. Schirmer/Mosel, Mochachium, 1997, s.8
  • Boris von Brauchitsch, Mała historia fotografii, Wydawnictwo Cyklady, Warszawa 2004

środa, 16 października 2013

Zdjęcie tygodnia. Filip Ćwik. Zdjęcie z reportażu Żałoba Narodowa, 2010 rok

Czas na kolejną fotografię tygodnia.

Niedługo agencja NAPO Images (http://www.napoimages.com/) będzie świętować 5-lecie swojego istnienia.

Gratulację i trzymam kciuki za kolejne owocne lata pracy agencji. Robicie coś ważnego i fajnie, że jesteście :)

Fotografią tygodnia jest zdjęcie z reportażu "Żałoba Narodowa" Filipa Ćwika (jednego z założycieli i fotografa NAPO)


Fot. Filip Ćwik, Żałoba narodowa, 2010 rok


Kilka słów o Filipie Ćwiku: 

Fotograf dokumentalista/reporter, którego charakteryzuje własny, mocny, subiektywny styl fotograficzny. Jeden z założycieli agencji Napo Images. Filip Ćwik ukończył kulturoznawstwo na UAM (1992-1997). Swoją przygodę z fotografią prasową i reportażem rozpoczynał w Gazecie Wyborczej, następnie od 2001 na stałe związał się z polską edycją Newsweeka (do roku 2013). W swojej karierze zawodowej pracował również w Polska The Times, gdzie tworzył i prowadził dział foto. Ćwik jest laureatem wielu prestiżowych nagród na polu fotografii prasowej: dwa pierwsze miejsca w Konkursie Fotografii Prasowej (2002 – reportaż „Kampania Leszka Millera”, 2007 - „Ostatnie dni premiera”) oraz nagrody na konkursach Grand Press Photo i BZ WBK Press Photo. Najważniejszą nagrodą w szerokim dossier autora jest nagroda World Press Photo 2011. Autor został nagrodzony za czarno biały cykl fotografii opowiadający o żałobie narodowej po katastrofie rządowego samolotu pod Smoleńskiem. Idealnym podsumowaniem stylu w którym został wykonany materiał i generalnie stylu, którym charakteryzują się prace Filipa Ćwika będą jego własne słowa : „Przyszedł czas na fotografię subiektywną. Opowiadanie historii przez pryzmat własnych doświadczeń”. Autor staje w opozycji do poszukiwania prawd absolutnych i skupia się raczej na własnym rozumieniu tematu i poszukiwaniu środków formalnych, które pozwolą na realizację własnych, subiektywnych wizji i definicji realizowanego tematu. Nagrodzony reportaż różni się od standardowych, często patetycznych materiałów z tego smutnego i przejmującego wydarzenia. Mocne, czarno białe zdjęcia, które przedstawiają twarze/portrety ludzi zebranych na Krakowskim Przedmieściu w Krakowie idealnie oddają nastrój panujący wtedy w Polsce. „Szukałem ciekawych emocji, a nie wyłącznie prostego przekazu. W tym czasie czułem znaczną wspólnotę z tymi ludźmi i to niewątpliwie pomogło mi zrozumieć żałobę i odnaleźć w owym smutnym tłumie niebanalnie emocje”.
Filip Ćwik mimo działania głównie na polu fotografii prasowej wystawiał swoje prace również w galeriach, co według fotografa jest kolejnym etapem ewolucji fotografii dokumentalnej, która zmienia swoje miejsce publikacji ze strony gazety na ścianę galerii.  „Fotografia prasowa cieszy się coraz większą popularnością, ale to nie ma przełożenia na publikacje w prasie. Zdjęć w gazetach jest coraz mniej i są coraz mniej interesujące”.3  Projekt opowiadający o skutkach powodzi w 2010 roku został zaprezentowany w warszawskiej galerii Apteka podczas wystawy Inside/Outside w 2011r. Materiał, który wykonał fotograf był przekrojem poprzez zalane wnętrza domów, ich fasady aż po pejzaż popowodziowy. Fotograf w następujący sposób opisuje swoje przemyślenia, które przerodziły się na rzeczony reportaż: „Na początku widzimy coś, co jest ładne – tłumaczy działanie fotografii autor – po przeanalizowaniu obrazu dopiero rozumiemy, dlaczego to wygląda tak a nie inaczej. To materiał powodziowy i dopiero gdy zeszła woda, zdałem sobie sprawę, że najbardziej szokujące są wnętrza domów”. Obecnie autor pokazał również cykl fotografii "12 twarzy/faces" - wystawa w Galerii Pauza w Krakowie (2012).  Projekt poświęcony jest syryjskim uchodźcom, których fotograf sportretował w obozie dla uchodźców w Islahiye w Turcji na przełomie sierpnia i września 2012 roku. Wystawie towarzyszą opowieści bohaterów zdjęć spisane przez Michała Kacewicza - dziennikarza Newsweek Polska. Stanowią one przejmujący zapis przeżyć i emocji ofiar reżimu Baszara al-Assada, którym udało się uciec z ogarniętego wojną domową kraju. Za ostatni, wymieniony cykl zdjęć Filip Ćwik otrzymał druga nagrodę w kategorii portret na Grand Press Photo 2013. Projekt zakończony został  albumem: "12 twarzy/faces".
Okładka książki "12 twarzy/faces" Filipa Ćwika

Linki: 

  • Rozmowa z Filipem "Zawód: fotoreporter"




Przypisy: 

  • Adam Mazur, Decydujący moment, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2012, s. 58.  



poniedziałek, 14 października 2013

Poza fotograficzna inspiracja, książka: "20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła".

"Zapiszę ten dzień. Wyszedłem z "Na przełaj" i na rogu Wiejskiej i Prusa szok.
Polędwica sopocka!
Takie długie kawałki i prawie nikogo w sklepie. Kupiłem wędlinę bez bicia się z ludźmi! bez krzyku! bez poniżania! Kilo siedemdziesiąt, długa, pachnąca, różowa. Mam 23 lata i to moja pierwsza w życiu prawdziwa własna polędwica. [...]
W domu ją przytuliłem do policzka. Normalnie jakby ludzkie ciało, tylko chłodniejsze". 

Mariusz Szczygieł, "Jak Jadźka miała wstawić zęby"

20 lat nowej Polski już minęło... Co się zmieniło? Jak przechodziliśmy ten kolorowy i burzliwi okres? 

Dziś na blogu inspiracja. Zdziwicie się pewnie dlaczego książka, która nie jest o fotografii, ani nawet o konkretnym fotografie, może być inspirująca. 

Ostatnio w moje ręce, a zaraz przed moje oczy wpadła książka, której pomysłodawcą jest Mariusz Szczygieł. Mowa o publikacji: "20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła". 




Okładka książki "20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010



Dobry reportaż to dobrze ułożony reportaż, który opowiada ciekawą i nieoczywistą historię. 

Podobnie jest z omawianą książką. Jest ona zbiorem reportaży takich autorów jak: Irena Morawska, Joanna Sokolińska, Joanna Wojciechowska , Karol Podgórski, Włodzimierz Nowak, Wojciech Staszewski, Edyta Gietka, Ewa Winnicka, Witold Szabłowski, Marcin Kołodziejczyk, Anna Fostakowska, Wojciech Bojanowski, Paweł Piotr Reszka, Jacek Antczak, Artur Pałyga, Lidia Ostałowska, Tomasz Kwaśniewski, Katarzyna Surmiak-Domańska, Paweł Smoleński, Jacek Hugo-Bader, Grzegorz Sroczyński, Wojciech Tochman, Mariusz Szczygieł.
Nie jest to jednak zwykły zbiór tekstów. Mariusz Szczygieł włożył sporo doświadczenia, wiedzy i wyczucia reporterskiego w cały układ książki. Czym się to objawia? Czytamy pierwszy reportaż i bez tchu przechodzimy do kolejnego (czasem natrafiamy na komentarz odautorski) i czujemy to. Czujemy, że cała książka to jedną, ciekawie opowiedzianą najnowszą historią Polski. Nie jest to zwykły zbiór reportaży ułożonych chronologicznie. Selekcja jest przeprowadzona w taki sposób, żeby zaciekawić odbiorcę. W książce przeczytamy o takich historiach jak: Zaradność "Polska w ogłoszeniach", W Dynastii "Zabierz nas do Diamentu", Dług "Luiza wdowa idzie Dług", czy Imperium "Byłem uczniem ojca dyrektora". Dobór reportaży pokazuje nam różne aspekty życia w Polsce, od głośnych ogólnopolskich, ludzkich historii (Dług) po lokalne trendy i zmiany w architekturze. Czyta się naprawdę z zapartym tchem i po przeczytaniu żałujemy, że to już koniec. 


Dlaczego tak książka pojawia się na blogu o fotografii (dlaczego może być inspiracją)? 

Napiszę o swoich odczuciach. Książka daje przysłowiowego "kopa". Te historie dzieją się codziennie! okół nas! Polska, tak jak zmieniała się kiedyś (może bardziej dynamicznie), tak zmienia się do tej pory. Trzeba tylko wziąć aparat w dłoń i zacząć to dokumentować. Słyszałem ostatnio kilka opinii doświadczonych fotografów, że może nie ma już co fotografować, że to co było ważne kiedyś było warte dokumentowania, bo coś znaczyło z poziomu historycznego. Teraz to już niektórym tylko zabrali zawód i nie widzą sensu w fotografowaniu :). Czy tak jest? Moim zdaniem niekoniecznie. Pojawiają się tylko dwie trudności. Te historie trzeba znaleźć, zauważyć, zdać sobie sprawę z ich ważności. Potem zostaje tylko dobrze to sfotografować. Tutaj pojawia się druga trudność. Trzeba to sfotografować po swojemu, ciekawie, rzetelnie i ... czasem może się okazać, że się nie udało. Nie udało się, bo niektóre historie nadają się bardziej na reportaż "pisany" lub film dokumentalny, ale kto nie próbuje ten... TRĄBA :)
Stara ludowa prawda głosi (uwierzcie, że to się sprawdza), że fotograf to nie tylko fotograf, szczególnie reporter lub dokumentalista. Warto sięgać po inną literaturę, nie tylko książki o fotografii czy fotografach. Warto się rozwijać i wiedzieć więcej o tym co się fotografuje, żeby zrobić to po prostu dobrze i rzetelnie. Filmy, stare artykuły, publikacje i książki potrafią być bardzo rozwijające i dają naszej głowie więcej pomysłów na zdjęcia. Jednym słowem POLECAM! 

Jest tylko jedna rzecz, która w książce mi się nie podoba. Chodzi mi o stronę wizualną, a konkretniej o brak... BRAK FOTOGRAFII. Dlaczego Panie Szczygieł? Dlaczego! ;) Ilustracje stworzone przez twożywo są ciekawe, ale czytając książkę od razu chciałbym zobaczyć przy każdym reportażu ciekawą fotografię (przecież tylko ich powstało). Była by to wtedy pozycja idealna i obowiązkowa każdego, kto chce opowiadać zdjęciami. 

Koniec tego pisania (może i czytania). Aparaty w dłoń i w Polskę! 

Ciekawe linki: 
  • Mariusz Szczygieł - Rady dla młodych reporterów i dziennikarzy:

  • Mariusz Szczygieł - Cechy dobrego reportera:



  • Mariusz Szczygieł - Jak dobierać materiał i jak konstruować reportaż?




środa, 9 października 2013

Film o fotografii: "Dziennik z podróży" Piotra Stasika. Odczucia własne.

"Dziennik z podróży" to dokument, który dla człowieka przesiąkniętego fotografią jest mocny. Amplituda emocji drga. Film wprowadza widza w szerokie spektrum stanów emocjonalnych - od śmiechu do głębokiego wzruszenia. Czyli co? JEST DOBRZE :)


Kadr z filmu "Dziennik z podróży" w reżyserii Piotra Stasika, źródło: KFF

Wczoraj miała miejsce premiera telewizyjna filmu dokumentalnego Piotra Stasika. Nie ukrywam, że "ostrzyłem sobie zęby" na ten pokaz :)

scenariusz i reżyseria: Piotr Stasik
zdjęcia: Piotr Stasik, Tomasz Wolski
montaż: Tomasz Wolski
producent: Kijora Anna Gawlita
koprodukcja: Narodowy Instytut Audiowizualny, Telekomunikacja Polska SA
współfinansowanie: Polski Instytut Sztuki Filmowej
rok produkcji: 2013
czas trwania: 52 min.



"Dziennik z podróży" to opowieść o przyjaźni nestora polskiej fotografii Tadeusza Rolke i 15-letniego aspirującego fotografa Michała. Głównym wątkiem akcji jest letni projekt fotograficzny, czy inaczej mówiąc tytułowa podróż, w którą wyruszają bohaterowie. Bohaterzy filmu jadą w Polskę starym camperem (w którym zorganizowali prowizoryczną ciemnię). Ich przygoda trwa miesiąc, miesiąc który mija im na dokumentacji normalnego życia wsi i miasteczek odwiedzanych na trasie podróży. Tadeusz i Michał wykonują portrety napotkanych mieszkańców, a potem sami wywołują filmy, robią odbitki i wręczają je modelom. Tyle o akcji, nie ma się co rozpisywać - warto obejrzeć samemu :)


Kadr z filmu "Dziennik z podróży" w reżyserii Piotra Stasika, źródło: KFF

Mam kilka przemyśleń po obejrzeniu filmu.

Pierwsze przemyślenie, które towarzyszyło mi od początku filmu: chciałbym być na miejscu bohaterów i podróżować w ten sposób po Polsce... Tyle jest jeszcze do sfotografowania. Może zrobił bym to trochę inaczej, może skupiałbym się na innych ludziach, bardziej na wydarzeniach, mniej na portretach, ale chwała bohaterom, że pojechali. Bez dwóch zdań również chciałbym...

Drugie przemyślenie: chciałbym być na miejscu Michała! Tadeusz Rolke wydaje się być świetnym człowiekiem, mentorem, przyjacielem. Sam niedawno miałem okazję wyruszyć w fotograficzną podróż ze świetnym fotografem (Mariusz pozdrawiam!) i nie żałuję ani minuty.

To jest trochę tak, że ta zazwyczaj czarna puszka z wystającym szkiełkiem ogromnie zbliża ludzi. Niby jest wiele pasji, które również to robią (np. wędkarstwo :)), ale z fotografią jest inaczej. Dlaczego? Fotografując, szczególnie gdy zaczynamy robić to świadomie, przetrawiamy zaobserwowaną, widzianą i złapaną rzeczywistość. Przepuszczamy ją przez nasze wnętrze i zapisujemy na pojedynczej klatce. Wprowadzamy się w stan wyżej wrażliwości. Wchodzi w grę ta pewna wrażliwość, nasza wrażliwość! W takiej sytuacji, przy wspólnym fotografowaniu często ludzie rozumieją się bez słów. Ich dwa światy/rzeczone wrażliwości widzą to samo. Na podobne aspekty zwracają uwagę. Powstaje pewien rodzaj przyjaźni, porozumienia, więzi. To piękne, co ta fotografia potrafi zrobić z człowiekiem...

Zdecydowanie każdemu polecam taką podróż. W waszym otoczeniu jest pewnie wielu bardziej doświadczonych fotografów. Często są to bardzo otwarci, świetni ludzie. Warto spróbować!

Trzecie przemyślenie to takie, że żadna książka, film, warsztaty nie zastąpią takiej przyjacielskiej podróży. Nie są nawet ważne efekty fotograficzne jakie przywieziemy. Ważne jest to, że obserwujemy jak pracuje inny fotograf. Jak nawiązuje kontakty z ludźmi, jak z nimi współpracuje i tworzy. To jest nie do opisania. W tego typu fotografii taki kontakt jest najważniejszy - nie ważne, czy robi się portrety, czy reportaż. Ważne, że jest się blisko, a wręcz Z LUDŹMI. W filmie doskonale widzimy jak Tadeusz Rolkę uczy swojego młodszego kolegę tej trudnej sztuki.

Czwarte przemyślenie pojawiało się tuż po obejrzeniu filmu. Ten film jest po prostu ważny. Ważny z dwóch powodów. Tadeusz Rolke już zawsze zostanie zapamiętany na taśmie filmowej. Tak istotna postać na polskiej scenie fotograficznej zdecydowanie "zasłużyła", choć to karkołomne słowo, na taki piękny obraz dokumentalny. Drugi istotny aspekt tego filmu, to wartość edukacyjna. "Dziennik z podróży" jest obrazem ważnym, bo pokazuje na czym naprawdę polega fotografia. Dlaczego to jest takie magiczne... Pokazuje również, dzięki osobie Tadeusza, że nie liczy się najnowszy sprzęt, czy inne popularne aspekty około fotograficzne. Liczy się drugi człowiek, bycie, rozmowa, fotografia powolna, wrażliwa, dokładna. Jednym słowem wszystko co piękne w w tej dziedzinie sztuki...
Film jest również ciekawą szkołą życia dla młodego człowieka - Michała. Widzimy, że w fotografii nie liczy się tylko technika, liczy się też doświadczenie życiowe, które możemy zdobyć tylko żyjąc pełnią życia i ucząc się od bardziej doświadczonych ludzi. 

Na koniec dodam tylko, że moim zdaniem film jest dobrze nakręcony - fajna gra światłem, ciekawe kadry. Jest też dobrze zmontowany - akcja, poczucie humoru.  

Zdecydowanie polecam! Może niedługo film ukaże się na DVD i na stałe zagości w mojej kolekcji :)



Ciekawy jestem również Waszych opinii na temat tego filmu. Oglądaliście? Co sądzicie? 

Film jest legalnie dostępny online: 

http://ninateka.pl/film/dziennik-z-podrozy-piotr-stasik


Ciekawe linki: 
  • Rozmowa z reżyserem Piotrem Stasikiem



  • Skąd wziął się pomysł na film (wywiad radiowy): LINK
  • Więcej informacji o Tadeuszu Rolke: LINK

Receive All Free Updates Via Facebook.